19 sierpnia 2019
Paweł Wojtyga
Autor
Paweł Wojtyga

Ekstremalne jedzenie

Każdy z nas miał w życiu choć jedną, mrożącą krew w żyłach sytuację podczas posiłku.

Była to z pewnością niezapomniana chwila, niestety z kategorii tych, których lepiej nie pamiętać… Lub nie przeżywać.

Znalazłem się w takiej sytuacji w momencie, gdy w pewnym lokalu spojrzałem na jedzenie…
A ono odwdzięczyło mi się również zaciekawieniem. Czytałem onegdaj instrukcję dla surviwalowców, w której widniało, że w ogromnej potrzebie każde jedzenie, które – po pierwsze – nie jest trujące, po drugie – nie ucieka zbyt szybko z talerza i po trzecie –
(tutaj autor instrukcji wykazał się poczuciem humoru), które nie protestuje przeciw konsumpcji – jest jadalne.

Niestety wtedy nie miałem tak rozwiniętej ciekawości doświadczania wszystkiego, co dziwne i nietuzinkowe, po prostu powiedziałem: pas!

Na początku warto usystematyzować definicję „ekstremalnej potrawy”. W zależności od położenia geograficznego, na świecie można natknąć się na przeróżne okazy flory i fauny. Warunkuje to klimat, położenie nad poziomem morza i szereg innych czynników.

Jest też jeden wyjątkowy czynnik, który lubię nazywać smakiem dzieciństwa. Często o tym powyższym czynniku wspominam podczas kursów gotowania. To zbiór potraw, które jako dzieci mieliśmy okazję spożywać. Czy to dziadkowie, czy rodzice – podsuwali nam smakowite kąski, dzięki czemu po posiłku zadbane dziecię czuło się dobrze, bezpiecznie i błogo… Takie potrawy pod wpływem pozytywnych bodźców smakowych utrwalały w naszych mózgach radosne wspomnienia. Niejednokrotnie kiedy natkniemy się na pomidorówkę podobną w smaku do tej, którą gotowała nasza babunia (bo żadna nie będzie nigdy lepsza), albo pieczeń z sosem z przepisów mamy (gdzie żaden inny, nigdy, tak samo nie będzie smakował) – wtedy uruchamiamy proces. Cofamy się do czasów dzieciństwa i pamięć sensoryczna wywołuje te same stany, jakie odczuwaliśmy będąc dziećmi.

Należy nadmienić, że co kraj, to obyczaj, zatem zrozumiałym jest to, że każdy ma swoje własne smaki dzieciństwa. Podczas kursów gotowania w Warsztacie Qulinarnym staram się docierać do takich właśnie smaków dzieciństwa.

Do moich moich osobistych dziwactw należy jedzenie pajdy chleba posmarowanej smalczykiem i posypanej odrobiną cukru (sic!)… Wiem, jak to brzmi, ale to mój smak dzieciństwa.

Jeden z wujków, (ku mojemu przerażeniu) uwielbiał obgryzać gotowane kurze łapki… Teraz to szanuję, wtedy nie rozumiałem. To, co dla nas jawi się rzeczami niejadalnymi, dla innych może być rarytasem.

Nadal mam przed oczami pana który przepływając obok jednej z chorwackich skał, z mnóstwem przyczepionych doń jeżowców, skręcił, odciął nożem jednego od kamienia, wypłukał w morzu i zjadł ze smakiem.

Po raz kolejny widzimy tu przykład siły wspomnień . Ciekawym doświadczeniem jest rozbrajanie puszki ze Szwedzkimi kiszonymi śledziami o wdzięcznej nazwie Surströmming. Dla osób nie mających uprzedniej styczności z tym przysmakiem mały opis: ich zapach jestem w stanie plastycznie określić jako mocny gaz bojowy o wyjątkowej sile rażenia. Jeden jedyny raz podczas kursu gotowania odbezpieczyłem taką puszkę w zamkniętym pomieszczeniu i nigdy więcej :). Kiviak prezentowany przez wyspiarzy grenlandzkich jest także ciekawym daniem. Tu główną rolę gra już nawet nie kiszony śledź, lecz lokalne ptaszki (alki) zaszywane w skórę fok, następnie zakopywane lub zabezpieczane przed innymi amatorami psującego się mięsa. Reszty dokonuje natura…

Po okresie od miesiąca do pół roku mięso w zaawansowanym stadium rozkładu, (jak to ładnie określono) „ze względu na intensywny zapach spożywane jest przed domostwami”. Doprawdy, trudno o lepszą reklamę.

Na myśl przychodzi mi również wybitnie reklamowa nazwa produktu – ser zwany truposzem. Niegdyś popularny na Mazowszu i był robiony z gęstej śmietany z przyprawami, zawiązywanej w serwetę i zakopywany w ziemi na określony czas, stąd owa czarująca nazwa.

Chciałoby się powiedzieć: cudze chwalicie, a swego nie znacie:)

Choć osób o delikatnych żołądkach stanowczo nie namawiam na żadne z powyższych. Namawiam za to gorąco na kursy kucharskie w Warsztacie Qulinarnym 🙂

(Link do kursów gotowania)

Paweł Wojtyga

0
    0
    Twój koszyk
    Twój koszyk jest pustyZobacz szkolenia