16 lutego 2020
Paweł Wojtyga
Autor
Paweł Wojtyga

Kuchnia fit w Warsztacie Qulinarnym.

Ostatnio otrzymałem w prezencie od moich przyjaciół bardzo osobliwą tabliczkę. Głosi wszem i wobec, aby nigdy nie ufać chudemu kucharzowi… Nad cytatem widnieje podobizna wąsatego jegomościa z solidnie uwydatnionym brzuszkiem, ubrany jest w biały kitel i czapkę budyniówkę – wypisz wymaluj szef kuchni.

Oczywiście w większości przypadków jest to wyobrażenie stereotypowe. Podobnie jak poborca podatków, wyobrażany jest jako osobnik o aparycji wampira, ze szpakowatymi oczami, lekko siwymi włosami, grymasem przypominającym uśmiech i koniecznie ubrany w czarne szaty, niczym pracownik departamentu skarbu państwa.

Prywatnie swoją posturę określam jako „pomiędzy”, czyli już nie przypakowany, ale jeszcze też nie gruby. Można powiedzieć, że posiadam kaloryfer, ale lekko się zapowietrzył, lub (jak to określał jeden z moich ulubionych bohaterów dzieciństwa, Obelix z pewnej galijskiej wioski): „mam krótką klatkę piersiową”.

Kolejnym problemem są geny odziedziczone po rodzicach. Stanowczo nie wyglądam na swój wiek i ludzie przeważnie twierdzą, że mam 6-10 lat mniej, niż aktualnie wynosi mój dorobek życiowy. Uściślając – w życiu prywatnym nie jest to problem, czasami zdarzy mi się pytanie o dowód w sklepie spożywczym (ostatnio coraz rzadziej… chyba zaczynam się starzeć).

Bardziej chodzi o życie i karierę zawodową. Podczas prowadzenia dowolnego kursu gotowania zawsze przechodziłem tą samą ścieżkę…

 Stając naprzeciwko osób z niebywale dłuższym stażem zawodowym, widziałem w ich oczach drwinę, zmieszaną z pogardą. Te spojrzenia mówiły zawsze jedno: „ I czego ty nas możesz nauczyć chłopczyku, idź się pobaw resorakami, a gotowanie zostaw dorosłym”. 

Będąc tego świadom, musiałem, ale i najważniejsze: chciałem rozwijać się w taki sposób, by prowadzić moje szkolenia gotowania na jak najwyższym poziomie – nie ukrywam – żeby druzgotać wiedzą i wszechstronnością osoby, które na nie przybyły. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, lecz z dumą mogę stwierdzić, że dobrze mi zrobiło. Odsetek osób mało zadowolonych z kursów można policzyć na palcach jednej ręki. Tak, wiem – w dzisiejszych czasach pisanie takich rzeczy jest passe, ponieważ społeczeństwo fejsbukowe nie dopuszcza możliwości mówienia na głos o jakichkolwiek porażkach.

Każdy spędza w swoim życiu jedynie wakacje, zawsze świeci słońce, jest cudnie, każda dieta jest dietą cud i ogólnie jest fit, każdy biorący udział w diecie chudnie średnio 5 kg dziennie ?.

Idąc tym tokiem myślenia po warsztatach gotowania z zakresu kuchni fit nikt raczej nie schudnie… Natomiast każda osoba pozna sposoby na lżejsze i zdrowsze gotowanie, które będzie połączone z atrakcyjnym podaniem potraw i nietuzinkowym smakiem.

Zawsze z lekkim rozbawieniem patrzyłem na sytuacje, kiedy moi znajomi postanawiali „coś ze sobą zrobić”.

Wtedy to, po wizycie u osób zajmujących się zacną profesją z zakresu dietetyki, powracali z marsową miną, ale za to dzierżąc kaganek oświaty. Wystarczyło zapłacić set złotych, aby dowiedzieć się, że: po pierwsze – należy jeść więcej warzyw, przyjmować więcej płynów, najczęściej wody, lub zielonej herbaty. Nie jeść przed snem, zrezygnować z jedzenia śmieciowego, napojów gazowanych i o zgrozo – alkoholu. Mam kolegę, który dosłownie dostaje szału podczas spotkań z potencjalnymi klientami. Po szczegółowym wywiadzie i analizie badań krwi zostawia czas na pytania od publiczności, a wtedy 9/10 osób zawsze pyta, czy aby na pewno nie można tej diety połączyć z napojami wyskokowymi… 😀

Nie wszystkie firmy zajmujące się odchudzaniem działają w pełni etycznie. Znam przykłady dietetyków, którzy wyszli naprzeciw klientom i ich potrzebom. Kto by nie chciał tygodniowo chudnąć po kilka kilogramów, w zasadzie bez ćwiczeń i z małą ilością wyrzeczeń? Otóż to można, w takim wypadku osoba chcąca uczestniczyć w programie otrzymuje (oprócz zaleceń) tak zwane spalacze tkanki tłuszczowej. Mało kto wie, że te specyfiki usuwają w pierwszej kolejności wodę z naszego organizmu, której, nawiasem mówiąc, mamy dość dużo. Efekt wow widać natychmiastowo.

Pisałem wyżej o braku etycznego podejścia pośród niektórych dietetyków. Dobry nie podpisze się pod dietą, która po pierwsze, zacznie niszczyć nasz organizm, po drugie, daje natychmiastowe efekty zrzucania masy, a po trzecie – nie ma sensu, ponieważ pierwszy lepszy kebsik zapity colą spowoduje proces powrotu do starej rzeźby.

Jestem osobą wierzącą w dietę MŻ (mniej żreć), ale próbuję się usprawiedliwiać tym, że mam słabą silną wolę. Dodatkowo na każdym kursie gotowania udowadniam sobie i innym, że to co niezdrowe, jest pyszne. Stąd powstał pomysł na zajęcia z gotowania, podczas których udowadniamy, że zdrowe też może być smaczne.

            Nie dieta, lecz chęć szczera zrobi z ciebie smukłego bohatera (tudzież bohaterkę, ale potrzebowałem rymu – wybaczcie, drogie Panie). Kwestia zrzucania zbędnych kilogramów to walka człowieka ze swoimi demonami. Te twory zła zawsze szepczą nam do ucha rady: „jedna łyżka majonezu nie zrobi ci krzywdy”, „dziś jest ciemno, mokro i wieje złem, może zostaniemy w domu i zapoznamy się z tą paczką chipsów z szuflady”, „wczoraj zaiste byliśmy w maku, dziś jest fajna promka w kfc, jutro zaczniemy tylko fit warzywa”. Tu nie chodzi o to, aby żyć w ascezie, wszystko jest dla nas…

Podczas kursów gotowania proszę o umiar i rozwagę podczas dobierania posiłków, nie zapominając także o fakcie, że klepanie w klawiaturę lapka to żaden wysiłek fizyczny.

 Tak się nakręciłem, że idę poszukać butów do biegania ?      

Paweł Wojtyga

0
    0
    Twój koszyk
    Twój koszyk jest pustyZobacz szkolenia