Robi się coraz cieplej, wiosna ruszyła pełną parą. Święta Wielkiej Nocy już za nami. Pora zająć się rzeźbą 🙂 Każdy ma nadzieję, że mimo Covid-19, uda się zorganizować jakikolwiek wakacyjny odpoczynek. Najlepiej oczywiście, kiedy sami będziemy tego chcieć, a nie kiedy nam ktoś tak rozkaże.
Ja, jako osoba, która w pełni akceptuje swoje warunki fizyczne, zazwyczaj przed wakacjami robię dużo, aby nie było wstydu po założeniu stroju kąpielowego. W końcu ile można stać na wciągniętym brzuchu ? Same ćwiczenia nie pomagają, do choć namiastki sukcesu potrzebne jest także odpowiednie odżywianie.
Poniżej przedstawię kilka pomysłów na sałatki zarówno mojego pomysłu, moich rodziców jak i mojej babuni.
Wchodzimy w sezon roku, podczas którego warzywa i owoce prócz wyglądu posiadają jeszcze smak i aromat wyżej wymienionych. Tym lepiej i tym smaczniejsze zjemy sałatki z umiarkowaną ilością nowalijek.
Moja sałatka z pieczonymi jabłkami i musem brzoskwiniowym, dla ścisłości – powstała w wyniku pysznego przypadku podczas kursu gotowania.
Do wykonania sałatki będziemy potrzebować główkę czerwonych liści dębu, główkę sałaty masłowej i pół małego opakowania rukoli. Sałatę zazwyczaj moczę w wodzie i zwykłym occie. Octu powinno być tyle, aby wyczuwalna stała się kwasowość. W przypadku jakichkolwiek żyjątek w sałacie – po kontakcie z octem nie będą już stanowić problemu. Następnie dokładnie płuczę liście pod zimną, bieżącą wodą i osuszam na ręczniku papierowym. Jabłka 2 sztuki kroję w ósemki, wycinam gniazda nasienne. Następnie prażę na suchej patelni z garścią orzechów włoskich, aż do uzyskania koloru złotego. Pamiętajcie, aby od razu ściągnąć produkty z patelni, która nadal emituje ciepło i może spalić nam powyższe. Obieram cztery brzoskwinie i jeden ząbek czosnku. Z brzoskwiń wyjmuje pestkę, z czosnku rdzeń. Do całości dodaję pieprz i miksuję na gładki mus. W przypadku braku świeżych brzoskwiń opcjonalnie można użyć tych konserwowych. Sałaty mieszam z musem, posypuję wszystko dodatkami, dekoruję rukolą i dodaję pestki granatu (z ćwiartki owocu).
Wiosenna sałata moich rodziców.
W tym przypadku bierzemy dwie główki zielonej sałaty, moczymy w wodzie z octem, następnie osuszamy. Dodajemy krojone w plastry dwa pęczki opłukanej rzodkiewki, krojone w kostkę pomidory koktajlowe w ilości 200g i pół pęczku posiekanego kopru. Wszystko mieszamy z sosem a’la jogurtowo – majonezowym: gotujemy dwa jajka na twardo, studzimy i obieramy. Białka jaj siekamy w drobną kostkę, żółtka miksujemy z 100ml oliwy z drugiego tłoczenia, soku z ¼ cytryny, łyżeczki miodu, 100ml jogurtu naturalnego. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
Sałatka z korzeni mojej babuni.
Bierzemy dwie duże marchewki, jedną pietruszkę korzeń, pół selera, jedną dymkę, dwa ziemniaki, trzy ogórki kiszone, około 200 g wołowiny gotowanej z rosołu i jedną gruszkę. Warzywa obieramy ze skórki, kroimy w grube kawałki, pieczemy w piekarniku około 20 minut w temperaturze 160-180°c do uzyskania ładnego koloru. Następnie dusimy je w rosole kolejne 20 minut i zostawiamy w nim, aby nabrały smaku. Kiedy wszystko wystygnie, odcedzamy. Mieszamy wszystko z gruszkami krojonymi w kostkę, wołowiną, szczyptą lubczyku i estragonu, musztardą do smaku i kubeczkiem jogurtu naturalnego (babcia dawała majonez, ale miało być fit :D, dodajemy posiekaną świeżą nać pietruszki i szczypiorek w ilości na bogato. Doprawiamy finalnie i serwujemy na kromkach pieczonego na rozgrzanej blasze wiejskiego chleba (w warunkach domowych i warunkach kuchni fit, będzie to piekarnik i chleb orkiszowy).
Pamiętajmy, aby podczas walki o idealną sylwetkę nie zatracić radości z gotowania. Nie można traktować potraw z kuchni fit jako posiłków skazańca. Róbmy to do czego zawsze zachęcam podczas kursów gotowania, czyli eksperymentujmy i cieszmy się jedzeniem. Jeśli dodamy do tego regularne ćwiczenia, to efekt będzie co najmniej satysfakcjonujący.