20 grudnia 2020
Paweł Wojtyga
Autor
Paweł Wojtyga

Ciemna strona gastronomii cz IX

W dzisiejszej części zajmę się między innymi poszukiwaniem pracy. W poprzednich bowiem opisywałem ludzi, którzy szukali pracy w nowych restauracjach tylko po to, aby czerpać z rogu obfitości, jakim jest restauracja, prowadzona przez nieopierzonego właściciela.

Dziś opowiem o ludziach, którzy szukają pracy w taki sposób, aby jej nie znaleźć.

Do znalezienia pracy podstawą jest dobrze skomponowane CV. Jednym wychodzi to lepiej, innym – gorzej.

Komu nie zdarzyło się dodać odrobiny koloru do swojego przebiegu kariery, niechaj pierwszy rzuci kamieniem 🙂

Przesadą natomiast można by nazwać jedno z moich ulubionych CV, jakie dane mi było dzierżyć w rękach ?

Z powyższego wynikało, że bohater mojej opowieści był kimś w rodzaju Doogie Howsera gastronomii. W wieku szesnastu lat nie tylko był praktykantem, ale i z powodzeniem zastępował szefa kuchni w barze o dumnej nazwie „Grzybek” czy tam „Pomidorek”.

Oczywiście nie mam nic przeciwko żadnej formie pracy w gastronomii. Jak to mawiam na szkoleniach z gotowania, jest to ciężki kawałek chleba i nieważne, czy pracujemy w gwiazdkowej restauracji, hotelu, lub domu weselnym : jest tak samo przechlapane. Rok później dostałem od tego samego jegomościa wersję CV 2.0, w którym już dochrapał się stanowiska szefa kuchni w „Grzybku” lub innym „Pomidorku”.

Kolejne niezapomniane CV to takie, które było spisane ręcznie. Niestety, działało to na ogromny minus dla całości kompozycji. Praca była napisana pismem lekarskim, dodatkowo wytargana z zeszytu i niemiłosiernie zmiętolona. Innym razem przyszła do mnie babcia w sprawie wnuka. Kilka ładnych minut zachwalała jego mocne strony i wszechstronne umiejętności. Niestety, skoro własna babcia musiała się fatygować w intencji wnuka, musiał się wykazywać niebywałą pracowitością i hartem ducha. Babcię przyjąłbym od razu, wnuka niekoniecznie.

Generalnie nie jestem specjalistą od spraw Human Resources, swoje już w życiu widziałem, dlatego mam kilka rad dla adeptów pisania CV. Każdy koloruje swoje dokonania pisane na papierze. Pamiętajmy, że jest też jakaś granica pomiędzy kolorowaniem własnego CV a science fiction.

Jeśli człowiek jeszcze nawet nie skończył praktyk, to wpisywanie swojego stanowiska jako szefa kuchni może być dość problematyczne w wiarygodności. Jeśli już idziecie na rozmowę o pracę, to wybierzcie się osobiście. Babcia i inna część rodziny niewątpliwie was kochają, niestety tragicznie to wygląda.

Miło, kiedy curriculum vitae jest napisane czytelnie, na schludnej kartce. Pamiętajmy cały czas o tym, że będziemy pracować na stanowisku na którym liczy się estetyka. Na rozmowę nie musimy się wbijać w garniak, ale dres to też lekka przesada w drugą stronę ?

Ostatni typ kucharzy, jaki pojawiał się na castingach, to kucharze z UK. Ktoś wyjechał na kilka miesięcy na Wyspy, popracował jako kucharz niskiego szczebla, kupił sobie kołczan z nożami i od tej pory uważał siebie za pełnoprawnego kucharza.

Osobiście uważam i powtarzam to na większości szkoleń, że jakiej by nie miał człowiek wiedzy, to i tak musi się dokształcać. W naszej branży jest to o tyle istotne, że kiedy ktoś się zatrzyma, to poczyna się cofać ?

Kucharz umiejący zrobić polędwicę wellington i cytrynowy curd, natomiast niemający pojęcia, jak nastawić rosół, powinien odwiesić kołczan na wieszak, doczytać i dopiero później obwieszczać wszem i wobec, jak to on nie jest wszechstronnie wykształcony.

Oczywiście jak zwykle piszę o wybitnych przypadkach, większość kucharzy których znam i z którymi dane było pracować, to profesjonaliści i osoby na właściwym miejscu. Dla tych, którzy pragną odświeżyć swoją wiedzę, polecam kursy kucharskie w naszej szkole gotowania.

Powody, dzięki którym człowiek dostaje pracę są różne. W jednej restauracji szef kuchni zatrudniał ludzi z ubogim CV. Powód był prosty – tacy kucharze nie byli w stanie zagrozić jego pozycji. Kreował się na Boga Słońce, ponieważ całość załogi zostawała za nim ostro w tyle.

Ogólnie miał przez pewien okres czasu pracę swojego życia. Miał etat szefa kuchni w dwóch restauracjach należących do tego samego właściciela. W powyższej firmie używaliśmy kart do logowania się w systemie. Pan szef kuchni logował się w systemie jednej z dwóch restauracji, w jednej mówił, że dziś pracuje w drugiej. W drugiej, jak już się zapewne zdołaliście się domyślić drodzy czytelnicy, mówił to samo. Po wszystkim szedł do domu lub na siłkę. Nie było potrzeby wracać, ponieważ kiedy szef sali kończył zmianę, wylogowywał wszystkich.

Raz zdarzyło się, że z powodu błędu systemu kolega wypracował jakieś 430 godzin w miesiącu. Że nie potrafił stwierdzić, ile godzin faktycznie przepracował, managerka gastronomii zaczęła przeglądać monitoring. Wtedy wyszło na jaw, że nasz wirtualny szef kuchni przez około trzy miesiące pracował w trybie zdalnym. Inny zdolny kucharz pracował w takim systemie w jednej z restauracji w Toruniu. Przez miesiąc koledzy wbijali go w system za pomocą jego karty. Sprawa wyszła na jaw dopiero w momencie, w którym księgowa potrzebowała jego autografu na jednym z dokumentów. Podczas kursów z gotowania poruszam ten temat, na kanwie moich przemyśleń, że jeśli ci ludzie chociaż połowę energii, którą marnują na unikanie swoich obowiązków poświęcili na pracę, to ruszyliby z posad bryłę ziemi.

0
    0
    Twój koszyk
    Twój koszyk jest pustyZobacz szkolenia